Reklama

Miał pilnować towaru w spalonym markecie. Nie wiedział, że wszystko jest dokładnie policzone?

A ostrzegali: pracoholizm jest zgubny i zbyt dosłowne traktowanie poleceń przełożonych, nie zawsze spotyka się ze zrozumieniem z ich strony.

Ten pracownik ochrony marketu przy Kasprowicza, który spłonął 8 lutego, chyba zbyt sumiennie chciał wykonywać swoje obowiązki, bo postanowił nawet po godzinach pilnować przed złodziejami towarów ze sklepu. A że nie mógł tego robić na miejscu w placówce, to pracę wziął do domu - nie całą - jej część. Nikt nie docenił starań o dobro firmy i zamiast awansu są problemy. 

Kilka dni temu policjanci zostali wezwani do Lidla u zbiegu Sokratesa i Kasprowicza, ponieważ pracownicy marketu stwierdzili, że nie zgadza się liczba elektronarzędzi i... alkoholu na półkach. Wątpliwości nie było, że różnica pomiędzy tym co powinno na nich stać, a stanem faktycznym jest spora, bo wszystko zostało wcześniej udokumentowane na zdjęciach - najprostszy i najpewniejszy, pozwalający uniknąć pomyłek sposób kontroli stanu towaru w późniejszym czasie.

Ręczna wciągarka linowa

Jak relacjonują policjanci, to właśnie obecni na miejscu pracownicy sklepu ustalili, że za kradzież odpowiedzialny jest któryś z pracowników ochrony. W samochodzie należącym do 44-latka znaleziono brakujący towar. 

Funkcjonariusze zatrzymali 44-letniego ochroniarza i osadzili w policyjnym areszcie. Po zgromadzeniu materiału dowodowego, dochodzeniowcy przedstawili mu zarzut kradzieży mienia. Za popełniony czyn grozi kara do5 lat pozbawienia wolności.

 

CZYTAJ RÓWNIEŻ: 

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do